Powitał nas rześki i
słoneczny poranek. O 7:00 zebraliśmy się na mszę św. w
miejscowym kościele. Ten w Rychłocicach nie jest duży, miejsc do siedzenia niewiele, dlatego
znaczna część pielgrzymów siadła na drewnianej podłodze.
Nie tylko podłoga jest drewniana, ale i cały kościół.
Stary i drewniany kościółek. Takie kościoły mają swój
klimat i specyficzny zapach. Sprawiają, że człowiek czuje się
bliżej natury i Boga.
Podczas kazania celebrans
mówił, że ten kto nie ma kościoła za matkę, nie może
mieć Boga za ojca. Kiedy eksponujemy swój ból (także
ten, którego doświadczyliśmy podczas pielgrzymiej drogi)
stawiamy siebie w centrum. A człowiek nie jest centrum wszechświata.
Pielgrzym ze swoim bólem powinien usunąć się w cień.
Nadmierne umiłowanie siebie może mieć zgubny skutek – gdy zdarzy
się w życiu jakiś dramat, człowiek szybko się załamuje.
Przekazane nam słowa
podczas konferencji w drodze do Osjakowa dotyczyły kwestii stałego
spowiednictwa. Oto kilka ważniejszych myśli:
- stały spowiednik swoją
osobą może motywować penitenta do pracy i ciągłej poprawy; osoba
spowiednika mobilizuje nas, by nie popełniać pewnych grzechów
i z czasem się za nie wstydzimy przed spowiednikiem;
- sakrament pokuty to nie
pralnia, to sakrament ciągłego wzrastania;
- stały spowiednik
koncentruje uwagę penitenta na ciągłej poprawie;
- bez stałego
spowiednika zdajemy się na zastój duchowy;
- spowiednik tak jak
lekarz powinien wiedzieć coś o pacjencie; po to lekarz robi wywiad
pytając jakie choroby przechodziliśmy, a kapłan zadaje pytania
dotyczące życia duchowego i okoliczności w jakich dochodzi/doszło
do grzechu;
- moc Chrystusa jest tak
wielka, że jest w stanie odpuszczać nam grzechy;
- dobry spowiednik jest
jak trener;
- kryzys jest czymś
dobrym w duchowym wzrastaniu; nie ma powołania kapłańskiego ani
małżeństwa bez kryzysu;
- stały spowiednik to
mąż opatrznościowy: jego zadaniem jest wyrywać nas z matni
grzechu i marazmu duchowego;
- wymownym symbolem
sakramentu pojednania jest sam moment rozgrzeszenia: kapłan stoi,
penitent klęczy, a następnie spowiednik podnosi penitenta z
klęczek;
- młody Karol Wojtyła,
obok spowiednika, miał także świeckiego kierownika duchowego;
- stały spowiednik jest
tym, który podtrzymuje nas w momencie upadku (ktyzysu);
- spowiedź to
uzdrawianie całego człowieka;
- często stały
spowiednik potrzebuje wiedzy psychologicznej;
- istnieją choroby
psychiczne, które wywodzą się z jakichś nierozwiązanych
problemów;
- ludzie są tylko ludźmi
i czasem górę biorą względy ludzkie w naszych relacjach ze
stałym spowiednikiem; kiedy upadniemy, zgrzeszymy, nie chcemy się
ośmieszyć i pójść po radę do stałego spowiednika, ale
idziemy po sakrament pojednania do nieznanego nam księdza; potem
znów powracamy do stałego spowiednika – w takim przypadku
nasza próżność okazuje się ważniejsza niż prawda;
- większość księży
ucieka od odpowiedzialności, by zostać stałym spowiednikiem –
była o tym mowa dzień wcześniej;
- niekiedy brakuje
modlitwy za naszego spowiednika;
- Franciszek Salezy
(biskup Genewy) znany jest z tego, że utrzymywał kontakt listowny z
osobami, których był przewodnikiem duchowym;
- plagą konfesjonałów
jest nadmierne gadulstwo; niektórzy penitenci przychodzą się
po prostu wygadać;
- ludzie zwykle wybierają
starszego księdza na duchowego przewodnika;
- niebezpieczeństwa
wynikające z posiadania stałego spowiednika: penitent może się
uzależnić od stałego spowiednika; dotyczy to szczególnie
kobiet, które emocjonalnie związują się ze spowiednikiem;
takim osobom świat się zawala, gdy księdza przenoszą do innej
parafii;
- czasem trzeba
zrezygnować ze stałego spowiednika; trzeba tak zrobić, gdy
stwierdzimy, że nie prowadzi on już nas dorozwoju duchowego i nie
wymaga on nas tyle, co kiedyś; a sami (żartobliwie to ujmując)
stwierdzamy, że już jesteśmy godni tego, by nas na ołtarze
wynosić;
- innym powodem
rezygnacji ze stałego spowiednika jest uzależnienie uczuciowe
kobiety wobec stałego spowiednika; w takim przypadku nie można
mówić o wzroście duchowym penitentki;
- spowiednik powinien od
nas wymagać; jest bowiem jak lekarz, który zapisuje
pacjentowi bolesną terapię – robi to nie po to, by pacjenta
pognębić, ale by go uleczyć.
Gdy doszliśmy do
Osjakowa, czekały już tam na nas trzy kotły z gorącą zupą. A
właściwie to były trzy kotły a w każdym inna zupa: ogórkowa,
warzywna i owocowa. Ta ostatnia chyba przypadła pielgrzymom
najbardziej, bo rzeczywiście była niesamowita. Do tego osoba Tomka
Strażaka, weterana najdłuższych pielgrzymek kaszubskich, robiła
swoje: usługiwał on utrudzonym pielgrzymom, rozdzielając kolejne
porcje zupy owocowej. Po wydłużonym nieco odpoczynku na
przykościelnym placu, ruszyliśmy w stronę Radoszewic, gdzie czekał
już na nas niezawodny jak zwykle Rafał Gonera. Auto miał
wypakowane różnymi produktami z myślą o pielgrzymach. Były
pomidory, kiełbasa, chleb, nektarynki i napoje.
Gdy dotarliśmy do kościoła w Siemkowicach, rozdzielono noclegi. Część osób (w liczbie ok. 50) ponownie załadowała swoje bagaże na Iveco brata Mieczysława i odjechała na nocleg do odległego o 4 km Ignacowa. Nasi bagażowi ze stałą grupą byli gośćmi Zofii Łakomy, a druga grupa (wśród nich porządkowi, redakcja 1040.pl, muzyczni i techniczni) trafili do domu państwa Danuty i Kazimierza Cieślów.
Obie rodziny od lat już przyjmują kilkudziesięciu kaszubskich
pielgrzymów. A czego tam na stołach nie było? Była zupa pomidorowa i ryby panierowane, kluski śląskie i ziemniaki z sosem grzybowym, sałatki, galaretka z owocami i jeszcze świeżo upieczone pączki. Niejeden by się przy tak uginających stołach złamał i post zarzucił, ale nie brat Wojtek z 1040.pl... Wytrwał do końca, choć ciężko mu było, a pokus i podszeptów (także ze strony współbraci) miał wiele.
Joanna, Magda i sąsiadka Ada uwijały się sprawnie, by żaden z pielgrzymów nie siedział nad pustym talerzem. Przez chyba dwie pełne godziny kursowały między pokojem gościnnym a kuchnią. Donosiły kolejne półmiski i zabierały puste talerze. Wszyscy byliśmy pełni podziwu dla ich poświęcenia. Tylko pielgrzymi zmieniali się przy stole z tymi, co stali w kolejce do łazienki. Ciepłej wody do kąpieli też nikomu nie zabrakło. Jak oni to robią???
A pod wieczór
zaplanowany był apel na świeżym powietrzu. Ale tuż przed
wyznaczoną godziną, rozpadało się i to zmusiło nas do pozostania
pod dachem. Na apel dotarła także grupa od państwa Łakomych i
wspólnie się pomodliliśmy. Były kwiaty dla pani Danuty,
śpiewy i nawet tańce. Była też pieśń na cześć pielgrzymów,
którą przygotowała i odśpiewała dla nas rodzina z
Ignacowa.
Co bardziej wytrwali
siedzieli prawie do północy w towarzystwie rodziny Cieślów,
inni – utrudzeni drogą – wybrali się na spoczynek. Redakcji
1040.pl – dzięki życzliwości gospodarzy i mimo napiętego
programu atrakcji wieczornych – udało się skorzystać z szybszego
internetu i umieścić kilkanaście zdjęć dla wyczekujących
relacji wiernych Czytelników.
W tym roku w domu państwa
Cieślów było ponad 40 osób. Co więcej, następnego
dnia rodzina ta przygotowywała się do przyjęcia kolejnych
pielgrzymów: z pielgrzymki koszalińsko-kołobrzeskiej.
Pielgrzymka ta w 2012 r. była najdłuższą pieszą pielgrzymką w
Polsce. Dla uczczenia 30. rocznicy pielgrzymowania podążała w 2012
r. na Jasną Górę i Giewont.
Drodzy Gospodarze! Ujmuje
nas skala Waszego oddania i ta kilkudziesięcioletnia tradycja
przyjmowania pielgrzymów kaszubskich. Dziękujemy Wam za cały
ten trud i poświęcenie!
więcej zdjęć >> [kliknij]