Archiwum transmisji online >><kliknij tutaj>

piątek, 10 sierpnia 2012

Dzień siedemnasty: Rychłocice - Ożegów


Powitał nas rześki i słoneczny poranek. O 7:00 zebraliśmy się na mszę św. w miejscowym kościele. Ten w Rychłocicach nie jest duży, miejsc do siedzenia niewiele, dlatego znaczna część pielgrzymów siadła na drewnianej podłodze. Nie tylko podłoga jest drewniana, ale i cały kościół. Stary i drewniany kościółek. Takie kościoły mają swój klimat i specyficzny zapach. Sprawiają, że człowiek czuje się bliżej natury i Boga.

Podczas kazania celebrans mówił, że ten kto nie ma kościoła za matkę, nie może mieć Boga za ojca. Kiedy eksponujemy swój ból (także ten, którego doświadczyliśmy podczas pielgrzymiej drogi) stawiamy siebie w centrum. A człowiek nie jest centrum wszechświata. Pielgrzym ze swoim bólem powinien usunąć się w cień. Nadmierne umiłowanie siebie może mieć zgubny skutek – gdy zdarzy się w życiu jakiś dramat, człowiek szybko się załamuje.

Przekazane nam słowa podczas konferencji w drodze do Osjakowa dotyczyły kwestii stałego spowiednictwa. Oto kilka ważniejszych myśli:
- stały spowiednik swoją osobą może motywować penitenta do pracy i ciągłej poprawy; osoba spowiednika mobilizuje nas, by nie popełniać pewnych grzechów i z czasem się za nie wstydzimy przed spowiednikiem;
- sakrament pokuty to nie pralnia, to sakrament ciągłego wzrastania;
- stały spowiednik koncentruje uwagę penitenta na ciągłej poprawie;
- bez stałego spowiednika zdajemy się na zastój duchowy;
- spowiednik tak jak lekarz powinien wiedzieć coś o pacjencie; po to lekarz robi wywiad pytając jakie choroby przechodziliśmy, a kapłan zadaje pytania dotyczące życia duchowego i okoliczności w jakich dochodzi/doszło do grzechu;
- moc Chrystusa jest tak wielka, że jest w stanie odpuszczać nam grzechy;
- dobry spowiednik jest jak trener;
- kryzys jest czymś dobrym w duchowym wzrastaniu; nie ma powołania kapłańskiego ani małżeństwa bez kryzysu;
- stały spowiednik to mąż opatrznościowy: jego zadaniem jest wyrywać nas z matni grzechu i marazmu duchowego;
- wymownym symbolem sakramentu pojednania jest sam moment rozgrzeszenia: kapłan stoi, penitent klęczy, a następnie spowiednik podnosi penitenta z klęczek;
- młody Karol Wojtyła, obok spowiednika, miał także świeckiego kierownika duchowego;
- stały spowiednik jest tym, który podtrzymuje nas w momencie upadku (ktyzysu);
- spowiedź to uzdrawianie całego człowieka;
- często stały spowiednik potrzebuje wiedzy psychologicznej;
- istnieją choroby psychiczne, które wywodzą się z jakichś nierozwiązanych problemów;
- ludzie są tylko ludźmi i czasem górę biorą względy ludzkie w naszych relacjach ze stałym spowiednikiem; kiedy upadniemy, zgrzeszymy, nie chcemy się ośmieszyć i pójść po radę do stałego spowiednika, ale idziemy po sakrament pojednania do nieznanego nam księdza; potem znów powracamy do stałego spowiednika – w takim przypadku nasza próżność okazuje się ważniejsza niż prawda;
- większość księży ucieka od odpowiedzialności, by zostać stałym spowiednikiem – była o tym mowa dzień wcześniej;
- niekiedy brakuje modlitwy za naszego spowiednika;
- Franciszek Salezy (biskup Genewy) znany jest z tego, że utrzymywał kontakt listowny z osobami, których był przewodnikiem duchowym;
- plagą konfesjonałów jest nadmierne gadulstwo; niektórzy penitenci przychodzą się po prostu wygadać;
- ludzie zwykle wybierają starszego księdza na duchowego przewodnika;
- niebezpieczeństwa wynikające z posiadania stałego spowiednika: penitent może się uzależnić od stałego spowiednika; dotyczy to szczególnie kobiet, które emocjonalnie związują się ze spowiednikiem; takim osobom świat się zawala, gdy księdza przenoszą do innej parafii;
- czasem trzeba zrezygnować ze stałego spowiednika; trzeba tak zrobić, gdy stwierdzimy, że nie prowadzi on już nas dorozwoju duchowego i nie wymaga on nas tyle, co kiedyś; a sami (żartobliwie to ujmując) stwierdzamy, że już jesteśmy godni tego, by nas na ołtarze wynosić;
- innym powodem rezygnacji ze stałego spowiednika jest uzależnienie uczuciowe kobiety wobec stałego spowiednika; w takim przypadku nie można mówić o wzroście duchowym penitentki;
- spowiednik powinien od nas wymagać; jest bowiem jak lekarz, który zapisuje pacjentowi bolesną terapię – robi to nie po to, by pacjenta pognębić, ale by go uleczyć.
Gdy doszliśmy do Osjakowa, czekały już tam na nas trzy kotły z gorącą zupą. A właściwie to były trzy kotły a w każdym inna zupa: ogórkowa, warzywna i owocowa. Ta ostatnia chyba przypadła pielgrzymom najbardziej, bo rzeczywiście była niesamowita. Do tego osoba Tomka Strażaka, weterana najdłuższych pielgrzymek kaszubskich, robiła swoje: usługiwał on utrudzonym pielgrzymom, rozdzielając kolejne porcje zupy owocowej. Po wydłużonym nieco odpoczynku na przykościelnym placu, ruszyliśmy w stronę Radoszewic, gdzie czekał już na nas niezawodny jak zwykle Rafał Gonera. Auto miał wypakowane różnymi produktami z myślą o pielgrzymach. Były pomidory, kiełbasa, chleb, nektarynki i napoje.


Gdy dotarliśmy do kościoła w Siemkowicach, rozdzielono noclegi. Część osób (w liczbie ok. 50) ponownie załadowała swoje bagaże na Iveco brata Mieczysława i odjechała na nocleg do odległego o 4 km Ignacowa. Nasi bagażowi ze stałą grupą byli gośćmi Zofii Łakomy, a druga grupa (wśród nich porządkowi, redakcja 1040.pl, muzyczni i techniczni) trafili do domu państwa Danuty i Kazimierza Cieślów.

Obie rodziny od lat już przyjmują kilkudziesięciu kaszubskich
pielgrzymów. A czego tam na stołach nie było? Była zupa pomidorowa i ryby panierowane, kluski śląskie i ziemniaki z sosem grzybowym, sałatki, galaretka z owocami i jeszcze świeżo upieczone pączki. Niejeden by się przy tak uginających stołach złamał i post zarzucił, ale nie brat Wojtek z 1040.pl... Wytrwał do końca, choć ciężko mu było, a pokus i podszeptów (także ze strony współbraci) miał wiele.

Joanna, Magda i sąsiadka Ada uwijały się sprawnie, by żaden z pielgrzymów nie siedział nad pustym talerzem. Przez chyba dwie pełne godziny kursowały między pokojem gościnnym a kuchnią. Donosiły kolejne półmiski i zabierały puste talerze. Wszyscy byliśmy pełni podziwu dla ich poświęcenia. Tylko pielgrzymi zmieniali się przy stole z tymi, co stali w kolejce do łazienki. Ciepłej wody do kąpieli też nikomu nie zabrakło. Jak oni to robią???
W Ożegowie rozegrano także mecz pielgrzymi kontra księża. Wynik meczu – 0:2. Księżą wprawdzie wygrali, ale okupione to było poważną kontuzją samego ks. Kierownika, który zerwał sobie ścięgna. To wyeliminowało Go z dalszej pieszej drogi kaszubskiej pielgrzymki i musiał przesiąść się na samochód.

A pod wieczór zaplanowany był apel na świeżym powietrzu. Ale tuż przed wyznaczoną godziną, rozpadało się i to zmusiło nas do pozostania pod dachem. Na apel dotarła także grupa od państwa Łakomych i wspólnie się pomodliliśmy. Były kwiaty dla pani Danuty, śpiewy i nawet tańce. Była też pieśń na cześć pielgrzymów, którą przygotowała i odśpiewała dla nas rodzina z Ignacowa.


Co bardziej wytrwali siedzieli prawie do północy w towarzystwie rodziny Cieślów, inni – utrudzeni drogą – wybrali się na spoczynek. Redakcji 1040.pl – dzięki życzliwości gospodarzy i mimo napiętego programu atrakcji wieczornych – udało się skorzystać z szybszego internetu i umieścić kilkanaście zdjęć dla wyczekujących relacji wiernych Czytelników.

W tym roku w domu państwa Cieślów było ponad 40 osób. Co więcej, następnego dnia rodzina ta przygotowywała się do przyjęcia kolejnych pielgrzymów: z pielgrzymki koszalińsko-kołobrzeskiej. Pielgrzymka ta w 2012 r. była najdłuższą pieszą pielgrzymką w Polsce. Dla uczczenia 30. rocznicy pielgrzymowania podążała w 2012 r. na Jasną Górę i Giewont.

Drodzy Gospodarze! Ujmuje nas skala Waszego oddania i ta kilkudziesięcioletnia tradycja przyjmowania pielgrzymów kaszubskich. Dziękujemy Wam za cały ten trud i poświęcenie!

więcej zdjęć >> [kliknij]