Archiwum transmisji online >><kliknij tutaj>

niedziela, 12 sierpnia 2012

Dzień dziewiętnasty (ostatni): Miedźno - Częstochowa



Niektórzy pielgrzymi śpiący w szkole chyba nie mogli się doczekać wyjścia na trasę. Choć mszę św. mieliśmy w miejscowym kościele dopiero o 7:00, to już przed 5 rano dało się słyszeć pierwszych, którzy zmierzali na poranną toaletę do szkolnej łazienki albo zawzięcie szukali czegoś w plecakach, szeleszcząc przy tym namiętnie foliowymi torbami.
Podniosła atmosfera udzieliła się chyba jednak wszystkim, bo to przecież ostatni dzień pielgrzymki. Na rozpoczęcie mszy św. ks. Kierownik słowami: „Ta świątynia jest przedsionkiem nieba” zwrócił naszą uwagę na piękno kościoła, w którym sprawowana miała być Eucharystia. Przez kolorowe witraże wdzierało się poranne słońce, które potęgowało piękno złoceń figur świętych i barwnych malowideł na ścianach. Zaraz po mszy św. wyruszyliśmy w drogę, a poranne słońce chyba wszystkich nastrajało pozytywnie.
W ostatniej konferencji ks. Kierownik mówił o warunkach dobrego rachunku sumienia. Są nimi: autentyzm, bezpośredniość i regularność. Z dobrym rachunkiem sumienia wiąże się jego skuteczność. Rachunek sumienia to nie tylko bilans strat, ale i tego, co pozytywne zdarzyło się w ciągu dnia czy tygodnia. Jest to niezwykła umiejętność, by obok upadków odkryć to, co w danym dniu było dobre i szlachetne. W rachunku sumienia nie chodzi o to, by się pogrążać i dołować. Skuteczność rachunku sumienia to także planowanie – nie czekaj na sakrament pokuty, by przeprowadzić naprawę. Ktoś, kto robi rachunek sumienia mobilizuje siebie do poprawy. Skuteczność wiąże się także z ożywczą wiarą w odkupieńczą moc krwi Chrystusa.

Przeprowadzając rachunek sumienia warto zadać sobie następujące pytania:
Jak zaczynam mój dzień?
Czy wznoszę oczy do Jezusa?
Czy planuję mój dzień?
Czy robię regułę dnia?
Czy przygotowuję się w domu do rzeczy trudnych?
Czy świadomie nie narażam się na grzech ciężki?

Rachunek sumienia czynimy po to, by sumienie stawało się zwierciadłem Boskiej Miłości.

Na szczególną uwagę zasługują także rozważania ojca duchownego kaszubskiej pielgrzymki, a zarazem proboszcza parafii w Starzynie – ks. Jana Plottke. Przed południem dzielił się on z pielgrzymami na temat duszpasterstwa dużych miast (Pomorza): Gdańska, Sopotu i Gdyni. Mniejsze miasta Pomorza tworzą jednak krajobraz duchowości regionu. Po II wojnie światowej nastąpiły wielkie zmiany (uprzemysłowienie i migracja ludności ze wsi do miast), co nie pozostało bez wpływu na sferę duchową człowieka. Zaczęły powstawać nowe miasta, np. Nowa Huta – miasto nowego człowieka, a zarazem pierwsze miasto ateistyczne.
Powszechne stawały się pewne zjawiska, które miały na celu osłabienie życia religijnego ludzi. Przemieszczano ludzi, by ich po swojemu kształtować. Dyktatorzy przemieszczali całe narody w inne odległe miejsca, gdzie ludzie tracili swoją tożsamość, korzenie, ponieważ nie czuli się związani z ziemią, tradycją i grobami przodków. Władze komunistyczne próbowały pomniejszyć integralność ducha kaszubskiego poprzez inwestycje w Żarnowcu. Należy podkreślić, że miasto wywiera inny wpływ na duchowość i życie człowieka niż wieś. W mieście człowiek jest pod tym względem wyizolowany. Im człowiek bardziej jest oderwany od ziemi, tym bardziej oderwany jest od życia realnego. Znaczenie ma sposób zamieszkania i to, kim się człowiek opiekuje, na kogo może liczyć. Trudno mówić o silnych więziach społecznych w kontekście takich tworów architektonicznych, jak wielokondygnacyjny blok mieszkalny, w którym panuje duża anonimowość (przykładem jest liczący 960 m blok przy ul. Jagiellońskiej w Gdańsku). Trudniej jest w takich anonimowych społecznościach miejskich zachować wiarę. Pomimo tego, ludzie w dużych miastach starają się tworzyć małe wspólnoty, jakąś namiastkę życia społecznego. W człowieku jest wielkie pragnienie, by to, co dokoła niego – by go to określało. Łatwiej zachować wiarę na wsi, gdyż ludzie są bardziej związani z ziemią, tradycją i samymi sobą. W wielkich ośrodkach miejskich konieczne jest na początek poznanie ludzi. Wydaje się to niemożliwe, ale jest to wykonalne. W ogóle w samym duszpasterstwie najważniejsze jest to, by poznać ludzi i miejsca, w których przebywają. Trzeba się też za nich modlić.
Coraz ważniejsze w relacjach kapłan – ludzie jest postawa i świadectwo, jakie swoim życiem daje ksiądz. Takie wydarzenia jak kolęda czy spowiedź też wpływają na budowanie jedności i wzajemnego zaufania. Ludzie zwykli mówić wtedy „ksiądz jest nasz”. Z drugiej strony, w mieście łatwiej jest zdobyć zaufanie, gdyż małe społeczności są bardziej hermetyczne. Jest to jednak mrówcza praca, wymagająca dużo cierpliwości. Pomimo postępującej po wojnie laicyzacji życia, Kościół był miejscem odbudowywania społeczeństwa i kultury. Przykładowo, ks. Jan Najder budował podwaliny pod kształtowanie ducha robotników i stoczniowców na Przymorzu. Zwrócić należy także uwagę na działalność Kościoła w zakresie kultury, związaną z prowadzeniem ośrodków zdrowotnych, a także działalność charytatywną i dobroczynną.
Jakie są zagrożenia pracy duszpasterskiej w wielkich miastach?
obojętność, brak żarliwej i głębokiej wiary;
działalność sekt i innych grup, które szukają swoich członków wśród ludzi dużych miast; sekty docierają tam, gdzie często Kościół nie może dotrzeć; potrafią wzbudzić w człowieku wątpliwości;
kapłan nie może być w wielu miejscach równocześnie, a sekty potrafią działać selektywnie.
Pewnym zagrożeniem dla Kościoła katolickiego są pewne wspólnoty protestanckie, np. zielonoświątkowcy. Jest to kościół w tzw. wersji light. Ta wspólnota zyskuje na znaczeniu w USA i Europie, a chodzi w niej o afirmację własnej osoby w oczach Boga. Wspólnota ta jest żywa i niezależna, czym przyciąga nowych członków.

Pewnego rodzaju bronią, którą dysponuje Kościół katolicki jest pielgrzymka. Ma ona ogromną moc w budowaniu wiary chrześcijańskiej. Dla przykładu, ruch „Solidarność” miał swoje źródło w pielgrzymowaniu Jana Pawła II. Ludzie zobaczyli wtedy, że jest ich dużo i stanowią siłę, z którą należy się liczyć. Na fali tych spostrzeżeń zrodziła się ogromna siła społeczna. Ks. Zygmunt Trella – tworząc pielgrzymkę kaszubską – chciał pokazać właśnie tę jedność. Znakiem obecności ludzi wierzących w świecie jest np. festyn „Katolicy na ulicy”. Obecnie laicyzacja też występuje. Wmawia się ludziom, że ich religijność to prywatna sprawa i najlepiej sprowadzać ją tylko do praktyk religijnych w miejscu zamieszkania czy Kościoła, ale nie ukazywać ich w życiu społecznym i codziennym. Próbuje się także sprowadzać Eucharystię na drugi plan. Ale Kościół jest wspólnotą i działa w rozmaitych wymiarach. Pielgrzymka jest tym, co ukazuje siłę Kościoła i pokazuje do czego zdolny jest człowiek wierzący. Te 19 dni, które pokonujemy w pielgrzymce kaszubskiej, to nie tylko liczba dni, ale i podejmowanie próby zmieniania swego życia, by nie wracać do tego, co było wcześniej (przed pielgrzymką). Pielgrzymka to przede wszystkim wielka łaska!
Gdy doszliśmy do postoju w Kamyku, czekał już na pielgrzymów samochód państwa Labudów z Luzina wypełniony ciastami wszelkiego rodzaju. W Kiedrzyniu mieliśmy ostatni postój, który planowo miał trwać ok. 30 min. Przedłużył się jednak znacznie, gdyż w tym roku kaszubska pielgrzymka wchodziła jako ostatnia grupa z archidiecezji gdańskiej. Czekaliśmy więc na kolejne grupy pielgrzymki gdańskiej i gdy tylko przeszła grupa z Gdyni, ruszyliśmy na ostatni odcinek. Na spotkanie kaszubskim pielgrzymom wyszedł w tym roku ks. arcybiskup Gocłowski. Było więc uroczyściej niż w zeszłym roku. Nie zabrakło także reprezentacji naszych gospodarzy z Ignacowa. Dziewczyny od państwa Cieślów witały pielgrzymkę kaszubską bańkami mydlanymi. Przeszliśmy następnie do Kaplicy Matki Boskiej Częstochowskiej, by się pokłonić i pomodlić przez chwilkę.

Na dziedzińcu seminarium duchownego przy ul. Św. Barbary czekały już na nas rozładowane bagaże. Niektórzy planowali wziąć udział w mszy św. archidiecezji gdańskiej o 18:30, inni wracali do swoich domów różnymi środkami transportu, a grupa ok. 160 osób miała wyjechać specjalnym pociągiem relacji Częstochowa Osobowa – Gdynia Główna. Poszukiwanie bagaży było przerywane pożegnaniami, wzruszeniami, życzeniami i nadzieją na rychłe spotkanie na kolejnej pielgrzymce.
Wojtek postanowił zostać w Częstochowie jeszcze jeden dzień, a Maciek musiał niedługo wracać do Warszawy. Na przystanku Polskiego Busa Maciek zapoznał się z sympatyczną Jolą, która przyjechała ze stolicy, by powitać u stóp Jasnej Góry pielgrzymkę z Brodnicy. Widziała wejście na szczyt kilku pielgrzymek, także kaszubskiej, przez co pielgrzymkowa atmosfera stała się także jej udziałem. Podróż powrotna upłynęła nam bardzo szybko, gdyż Joli bliskie jest pielgrzymownie (kilka razy szła z Brodnicy na Jasną Górę). Rozmawialiśmy o pielgrzymkach, ale i wielu, wielu innych sprawach...